Wiedziałem
co mnie czeka. To już trzecia noc z rzędu, nie wiem czemu miałem nadzieję, że
dzieciak się znudzi przychodzeniem i gadaniem bez końca. Nawet nie dawał mi
chwili by zadać pytanie. Sam je zadawał, ja przytakiwałem, lub też wcale nie
odpowiadałem. No cóż, mogłem mieć tylko nadzieję, ze dzisiaj nie przyjdzie… Cóż
za rozczarowanie mnie czekało! Gdy usłyszałem szybkie kroki dobiegające ze
szpitalnego korytarza, wiedziałem że to nie pielęgniarka w białym czepku i
czystym fartuchu biegnie do mnie. Wiedziałem, ze był to nie kto inny jak sam
Powiernik Śmierci – Nocte Aurite Zipher… coś tam. Jakkolwiek mu tam było! Nie
myliłem się, w następnej chwili drzwi do mojej sali szpitalnej otworzyły się z
cichym skrzypnięciem i do środka wszedł ten demonowaty jegomość, uśmiechając
się szeroko.
-Dobry
wieczór! Już jestem! Halo? No, mógłbyś się obudzić! Wiem, żeś żywy, więc mi tu
nie udawaj umarlaka! Dziękuje, możemy zacząć? Dobrze Ci się spało? Nie
narzekaj, że Cię budzę, śpisz całymi dniami; poza tym będziesz mógł spać
wiecznie jak przeprawisz się na drugą stronę! Uszczypnąć Cię? Może to Cię
trochę bardziej przywróci do rzeczywistości!
No,
to jesteśmy gotowi!
Miałem
Ci powiedzieć coś niesamowitego, więc słuchaj uważnie. Wczoraj padłeś po
godzinie opowiadania, więc dzisiaj muszę się sprężać, bo się w czasie nie
wyrobie, a mam do powiedzenia baaaardzo wiele!
Pytasz
o to, co jest po drugiej stronie? Nie mam pojęcia. Śmierć też nie, z tego co mi
wiadomo. Chociaż ma ona jako takie pojęcie co się tam dzieje i w jaki sposób
trzeba duszyczkę przygotować na wyprawę na drugi brzeg. Jak to możliwe, że ja,
będąc demonem, nie wiem co kogoś czeka? Ano widzisz, każdego czeka co innego,
mój drogi! Na mnie nie czekało nic, albo też tego przerażającego uczucia nie
pamiętam. Może i ta druga opcja jest bardziej prawdopodobna? Hm, kto wie! W
końcu byłem nieprzytomny przez dłuuugi czas! Może ból towarzyszący przemianie w
demona był tak otępiający, że nawet jeśli się gdzieś w międzyczasie obudziłem
to w następnej sekundzie już byłem nieprzytomny ponownie? Kto to tam wie! Swoją
drogą to dobre pytanie, powinienem je zadać Śmierci jak się z nią zobaczę!
Mogę
Ci jednak powiedzieć jak ja sobie wyobrażam to wszystko! Podkreślam, ze jest to
wymysł mojej chorej wyobraźni na temat jak wygląda życie po drugiej stronie.
Wierzysz w Niebo i Piekło, nie? Ja też wierzę, że to istnieje! Tylko nie bardzo
rozumiem ich działanie. No bo Niebo to miejsce do którego idą dobre duszyczki
tego świata. Do Piekła – potępieńcy, mam racje? Tylko co tak naprawde jest po
drugiej stronie? Niektórzy twierdzą, ze jest tam drugi świat, który jest
lustrzanym odbiciem… Chociaż nie. NASZ świat, ten w którym jeszcze żyjesz ty i
miliony ludzi, w którym ja żyłem (no, w sumie już nie żyję, nie?) jest
lustrzanym odbiciem tego drugiego, pozaziemskiego. Niektórzy nazywają go
boskim, ale czy wtedy faktycznie byłby on tak wybrakowany jak ten, który my
znamy? Hm…
Wracając
do tematu. Co jest po drugiej stronie… Czy czeka na nas ktoś po drugiej
stronie? Pewnie ktoś czeka, ale kto? Szatan czy Bóg? A może żaden z nich? Jeśli
wierzyć w to, że dusze, które nie są idealnie czyste, ale nie są też skażone grzechami śmiertelnymi trafiają do Czyśćca, to może czeka kogoś kolejna do bramek bezpieczeństwa? W tej bramce by cię pozbywano wszelkich
niebezpieczeństw, które mógłbyś wnieść do Nieba (słyszałem, ze z Czyśćca nie
można spaść do Piekła, więc teoretycznie jedyne czego trza się bać to tego, ile
czasu się spędzi w kolejce do Nieba). Tymi niebezpieczeństwami mogłyby być te
różne grzeszki, które po drodze życia się popełniło, albo nawet same myśli
zwątpienia czy coś w tym rodzaju. Po przejściu przez bramkę bezpieczeństwa,
nagle wchodzisz do Nieba.. Tylko jak ono wygląda?...
A
Ty sądzisz, że zasługujesz na Niebo? Ja wiem o tym że ja nie zasługuje, ale
chciałbym raz zobaczyć jak ono wygląda. Cóż, pech chciał, żem demonem się stał,
toteż do Nieba nigdy nie wejdę. Ciebie może to szczęście spotkać i wpadniesz do
Nieba.
Ale
czy Niebo naprawdę jest na górze? I dlaczego Niebo jest Niebem? Hm… W przenośni
mówimy że przykładowo… niebo w gębie, albo coś w tym stylu… Czyli ze niebo
oznacza coś dobrego… No ok, zgadzam się, ale czemu mówimy, ze jest w górze? I
tak poza tym, nie sądzę, żeby niebo które znamy ( ze słońcem, księżycem i
gwiazdami) było tym Niebem, do którego chcesz trafić.
To
takie skomplikowane nie uważasz?...
Gadał
i gadał, myślałem że jeszcze chwila a przedwcześnie zejdę z tego świata… Nie
to, że opowiadał o nieciekawych czy też wręcz nudnych sprawach. Nigdy nie
słyszałem żadnej z tych historii, ani też nie zastanawiałem się nad żadną z
kwestii, które poruszał. Przynajmniej nie dogłębnie. Cóż, jestem stary, wiem
że mój koniec bliski, ale ten tu koleżka Powiernik Śmierci, czy jaki on tam
sobie tytuł nosi, sprawiał, że zaczynałem czuć się dość dziwnie. Z jednej
strony wolałbym już mieć to za sobą, przejść gdziekolwiek by mnie śmierć
przeniosła, a z drugiej wolałbym spędzić
jeszcze troche czasu ze swoją najukochańszą żoną, dziećmi, wnukami i
prawnuczkiem. Wiem, że gdy odejdę, będzie im przykro…
Ten
cały Nocte… Skąd on czerpie siły na to ględzenie? Miele tym ozorem tak, jakby
był jakimś automatem z nagraną wiadomością. I jeszcze jego postura! Jak Śmierć,
o ile ten chłoptaś mówił prawdę, mogła wybrać sobie na powiernika tak
nieskoordynowanego i męczącego głupka? W głowie mi się to nie mieściło! Jeśli
Śmierć istnieje jako postać, to ma ona przynajmniej tyle lat co świat, więc
powinna być mądrzejsza w dokonywaniu wyborów!
Rozmyślałem
tak przez chwilę, nieco ignorując paplaninę chłopaka, co jakiś czas kiwając
głową, by ten gadał dalej i nie zadawał zbędnych pytań. W pewnej chwili z
zamyślenia wytrącił mnie odgłos trzepania kogoś po głowie. Otworzyłem zmęczone
oczy, przyglądając się postaci chłopaka siedzącej obok mnie. Kulił się
trzymając ręce na rozbolałej głowie, marudząc pod nosem.
I
wtedy ją dojrzałem. Była piękna. Młoda (przynajmniej wyglądała może na
dwadzieścia lat?) kobieta, o bladej cerze i kruczoczarnych włosach. Oczy miała….
Wzrok nie działał mi już najlepiej, toteż ciężko powiedzieć czy były czarne czy
granatowe niczym noc… W każdym razie były ciemne! Nie była koścista, ale chuda.
Wyglądała zupełnie inaczej niż to ludzkie wyobrażenie o tej postaci. Ubrana
była w uszytą z czarnej koronki sukienkę sięgającą prawie ziemi. Stopy miała
bose… No cóż, chociaż jedno muszę temu demoniastemu jegomościowi przyznać. Panią
miał prześliczną.
-Nocte
ty kretynie, ile razy mam Ci powtarzać, że tak się nie postępuje z pacjentami?-
Głos miała chłodny, acz ciepły… To też muszę przyznać chłoptasiowi, że miał co
do tego rację. Głos pełen kontrastu…
-
Daj spokój! Nie mam tyle okazji żeby.. Auuuu!
To
co zobaczyłem, nie mieściło mi się w głowie. Śmierć nie tylko z wyglądu ale też
generalnie nie przypominała tej bezwzględnej śmierci, w którą wszyscy wierzyli.
Ta drobna kobieta zdzieliła młodzika po głowie z niewyobrażalnie dużą siłą.
Zacząłem się martwić, czy mu czasem czaszka nie pękła.. Ale moment, czy on nie
mówił, że jest demonem? Nie wierze w takie bzdety, no ale cóż, jeśli to prawda
to niepotrzebnie się martwie, pewnie nic mu nie będzie.
W
następnej chwili, urodziwa panna zwróciła się do mnie.
-
Proszę wybaczyć jego zachowanie. Choć jest pod moją opieką prawie 300 lat, nie
udało mi się do tego czasu jeszcze wyplenić z niego tej chęci paplania.
Zapewne zanudził Pana na śmierć, ględząc bez końca! – zaśmiała się cicho,
uroczo zasłaniając usta. W tle słychać było gdzieś zawodzenie Nocte i jego słowa
protestu, które szybko jednak ucichły, gdy Śmierć posłała mu miażdżące spojrzenie.
-
Skoro już tutaj jestem, to chętnie wysłucham co ma Pan do powiedzenia teraz,
odpowiem na wszelkie pytania oraz skoryguję to co powiedział Nocte.
Uśmiechnąłem
się, gdy to usłyszałem. Znowu będą mi coś opowiadać! No cóż, miałem tylko
nadzieję, że Śmierć jest lepszym i bardziej wyrozumiałym opowiadaczem, niż jej
podopieczny.
od autorki:
Cóż, nie do końca wyszło mi to wprowadzenie Śmierci tak jak chciałam, ale cóż, w następnym rozdziale się troche Śmierć poprzedstawia i poopowiada o tym i o tamtym. Jak to wyjdzie, zobaczymy. Tymczasem świadomość, że mój pierwszy egzamin już za 3 tygodnie, nie sprawia, że czuję się pewniej. Za każdym razem gdy myśle o nauce... "dobra, mam tyle czasu, jutro!" i tak codziennie. Ah, to odkładanie wszystkiego na później...