wtorek, 6 maja 2014

Dzień 2

Wiedziałem co mnie czeka. To już trzecia noc z rzędu, nie wiem czemu miałem nadzieję, że dzieciak się znudzi przychodzeniem i gadaniem bez końca. Nawet nie dawał mi chwili by zadać pytanie. Sam je zadawał, ja przytakiwałem, lub też wcale nie odpowiadałem. No cóż, mogłem mieć tylko nadzieję, ze dzisiaj nie przyjdzie… Cóż za rozczarowanie mnie czekało! Gdy usłyszałem szybkie kroki dobiegające ze szpitalnego korytarza, wiedziałem że to nie pielęgniarka w białym czepku i czystym fartuchu biegnie do mnie. Wiedziałem, ze był to nie kto inny jak sam Powiernik Śmierci – Nocte Aurite Zipher… coś tam. Jakkolwiek mu tam było! Nie myliłem się, w następnej chwili drzwi do mojej sali szpitalnej otworzyły się z cichym skrzypnięciem i do środka wszedł ten demonowaty jegomość, uśmiechając się szeroko.

-Dobry wieczór! Już jestem! Halo? No, mógłbyś się obudzić! Wiem, żeś żywy, więc mi tu nie udawaj umarlaka! Dziękuje, możemy zacząć? Dobrze Ci się spało? Nie narzekaj, że Cię budzę, śpisz całymi dniami; poza tym będziesz mógł spać wiecznie jak przeprawisz się na drugą stronę! Uszczypnąć Cię? Może to Cię trochę bardziej przywróci do rzeczywistości!
No, to jesteśmy gotowi!
Miałem Ci powiedzieć coś niesamowitego, więc słuchaj uważnie. Wczoraj padłeś po godzinie opowiadania, więc dzisiaj muszę się sprężać, bo się w czasie nie wyrobie, a mam do powiedzenia baaaardzo wiele!
Pytasz o to, co jest po drugiej stronie? Nie mam pojęcia. Śmierć też nie, z tego co mi wiadomo. Chociaż ma ona jako takie pojęcie co się tam dzieje i w jaki sposób trzeba duszyczkę przygotować na wyprawę na drugi brzeg. Jak to możliwe, że ja, będąc demonem, nie wiem co kogoś czeka? Ano widzisz, każdego czeka co innego, mój drogi! Na mnie nie czekało nic, albo też tego przerażającego uczucia nie pamiętam. Może i ta druga opcja jest bardziej prawdopodobna? Hm, kto wie! W końcu byłem nieprzytomny przez dłuuugi czas! Może ból towarzyszący przemianie w demona był tak otępiający, że nawet jeśli się gdzieś w międzyczasie obudziłem to w następnej sekundzie już byłem nieprzytomny ponownie? Kto to tam wie! Swoją drogą to dobre pytanie, powinienem je zadać Śmierci jak się z nią zobaczę!
Mogę Ci jednak powiedzieć jak ja sobie wyobrażam to wszystko! Podkreślam, ze jest to wymysł mojej chorej wyobraźni na temat jak wygląda życie po drugiej stronie. Wierzysz w Niebo i Piekło, nie? Ja też wierzę, że to istnieje! Tylko nie bardzo rozumiem ich działanie. No bo Niebo to miejsce do którego idą dobre duszyczki tego świata. Do Piekła – potępieńcy, mam racje? Tylko co tak naprawde jest po drugiej stronie? Niektórzy twierdzą, ze jest tam drugi świat, który jest lustrzanym odbiciem… Chociaż nie. NASZ świat, ten w którym jeszcze żyjesz ty i miliony ludzi, w którym ja żyłem (no, w sumie już nie żyję, nie?) jest lustrzanym odbiciem tego drugiego, pozaziemskiego. Niektórzy nazywają go boskim, ale czy wtedy faktycznie byłby on tak wybrakowany jak ten, który my znamy? Hm…
Wracając do tematu. Co jest po drugiej stronie… Czy czeka na nas ktoś po drugiej stronie? Pewnie ktoś czeka, ale kto? Szatan czy Bóg? A może żaden z nich? Jeśli wierzyć w to, że dusze, które nie są idealnie czyste, ale nie są też skażone grzechami śmiertelnymi trafiają do Czyśćca, to może czeka kogoś kolejna do bramek bezpieczeństwa? W tej bramce by cię pozbywano wszelkich niebezpieczeństw, które mógłbyś wnieść do Nieba (słyszałem, ze z Czyśćca nie można spaść do Piekła, więc teoretycznie jedyne czego trza się bać to tego, ile czasu się spędzi w kolejce do Nieba). Tymi niebezpieczeństwami mogłyby być te różne grzeszki, które po drodze życia się popełniło, albo nawet same myśli zwątpienia czy coś w tym rodzaju. Po przejściu przez bramkę bezpieczeństwa, nagle wchodzisz do Nieba.. Tylko jak ono wygląda?...
A Ty sądzisz, że zasługujesz na Niebo? Ja wiem o tym że ja nie zasługuje, ale chciałbym raz zobaczyć jak ono wygląda. Cóż, pech chciał, żem demonem się stał, toteż do Nieba nigdy nie wejdę. Ciebie może to szczęście spotkać i wpadniesz do Nieba.
Ale czy Niebo naprawdę jest na górze? I dlaczego Niebo jest Niebem? Hm… W przenośni mówimy że przykładowo… niebo w gębie, albo coś w tym stylu… Czyli ze niebo oznacza coś dobrego… No ok, zgadzam się, ale czemu mówimy, ze jest w górze? I tak poza tym, nie sądzę, żeby niebo które znamy ( ze słońcem, księżycem i gwiazdami) było tym Niebem, do którego chcesz trafić.
To takie skomplikowane nie uważasz?...

Gadał i gadał, myślałem że jeszcze chwila a przedwcześnie zejdę z tego świata… Nie to, że opowiadał o nieciekawych czy też wręcz nudnych sprawach. Nigdy nie słyszałem żadnej z tych historii, ani też nie zastanawiałem się nad żadną z kwestii, które poruszał. Przynajmniej nie dogłębnie. Cóż, jestem stary, wiem że mój koniec bliski, ale ten tu koleżka Powiernik Śmierci, czy jaki on tam sobie tytuł nosi, sprawiał, że zaczynałem czuć się dość dziwnie. Z jednej strony wolałbym już mieć to za sobą, przejść gdziekolwiek by mnie śmierć przeniosła, a  z drugiej wolałbym spędzić jeszcze troche czasu ze swoją najukochańszą żoną, dziećmi, wnukami i prawnuczkiem. Wiem, że gdy odejdę, będzie im przykro…
Ten cały Nocte… Skąd on czerpie siły na to ględzenie? Miele tym ozorem tak, jakby był jakimś automatem z nagraną wiadomością. I jeszcze jego postura! Jak Śmierć, o ile ten chłoptaś mówił prawdę, mogła wybrać sobie na powiernika tak nieskoordynowanego i męczącego głupka? W głowie mi się to nie mieściło! Jeśli Śmierć istnieje jako postać, to ma ona przynajmniej tyle lat co świat, więc powinna być mądrzejsza w dokonywaniu wyborów!
Rozmyślałem tak przez chwilę, nieco ignorując paplaninę chłopaka, co jakiś czas kiwając głową, by ten gadał dalej i nie zadawał zbędnych pytań. W pewnej chwili z zamyślenia wytrącił mnie odgłos trzepania kogoś po głowie. Otworzyłem zmęczone oczy, przyglądając się postaci chłopaka siedzącej obok mnie. Kulił się trzymając ręce na rozbolałej głowie, marudząc pod nosem.
I wtedy ją dojrzałem. Była piękna. Młoda (przynajmniej wyglądała może na dwadzieścia lat?) kobieta, o bladej cerze i kruczoczarnych włosach. Oczy miała…. Wzrok nie działał mi już najlepiej, toteż ciężko powiedzieć czy były czarne czy granatowe niczym noc… W każdym razie były ciemne! Nie była koścista, ale chuda. Wyglądała zupełnie inaczej niż to ludzkie wyobrażenie o tej postaci. Ubrana była w uszytą z czarnej koronki sukienkę sięgającą prawie ziemi. Stopy miała bose… No cóż, chociaż jedno muszę temu demoniastemu jegomościowi przyznać. Panią miał prześliczną.
-Nocte ty kretynie, ile razy mam Ci powtarzać, że tak się nie postępuje z pacjentami?- Głos miała chłodny, acz ciepły… To też muszę przyznać chłoptasiowi, że miał co do tego rację. Głos pełen kontrastu…
- Daj spokój! Nie mam tyle okazji żeby.. Auuuu!
To co zobaczyłem, nie mieściło mi się w głowie. Śmierć nie tylko z wyglądu ale też generalnie nie przypominała tej bezwzględnej śmierci, w którą wszyscy wierzyli. Ta drobna kobieta zdzieliła młodzika po głowie z niewyobrażalnie dużą siłą. Zacząłem się martwić, czy mu czasem czaszka nie pękła.. Ale moment, czy on nie mówił, że jest demonem? Nie wierze w takie bzdety, no ale cóż, jeśli to prawda to niepotrzebnie się martwie, pewnie nic mu nie będzie.
W następnej chwili, urodziwa panna zwróciła się do mnie.
- Proszę wybaczyć jego zachowanie. Choć jest pod moją opieką prawie 300 lat, nie udało mi się do tego czasu jeszcze wyplenić z niego tej chęci paplania. Zapewne zanudził Pana na śmierć, ględząc bez końca! – zaśmiała się cicho, uroczo zasłaniając usta. W tle słychać było gdzieś zawodzenie Nocte i jego słowa protestu, które szybko jednak ucichły, gdy Śmierć posłała mu miażdżące spojrzenie.
- Skoro już tutaj jestem, to chętnie wysłucham co ma Pan do powiedzenia teraz, odpowiem na wszelkie pytania oraz skoryguję to co powiedział Nocte.

Uśmiechnąłem się, gdy to usłyszałem. Znowu będą mi coś opowiadać! No cóż, miałem tylko nadzieję, że Śmierć jest lepszym i bardziej wyrozumiałym opowiadaczem, niż jej podopieczny.

od autorki:
Cóż, nie do końca wyszło mi to wprowadzenie Śmierci tak jak chciałam, ale cóż, w następnym rozdziale się troche Śmierć poprzedstawia i poopowiada o tym i o tamtym. Jak to wyjdzie, zobaczymy. Tymczasem świadomość, że mój pierwszy egzamin już za 3 tygodnie, nie sprawia, że czuję się pewniej. Za każdym razem gdy myśle o nauce... "dobra, mam tyle czasu, jutro!" i tak codziennie. Ah, to odkładanie wszystkiego na później...